Niesamowity temat

Sam fakt, że teraz siedzę i czytam Wasze relacje jest fantastycznym przykładem na "przyciąganie"do siebie rzeczy, ludzi którzy byli tak potrzebni.
Już od kilku lat przeżywam różne objawy "zsynchronizowania", najbardziej niepokojącym objawem były liczby mistrzowskie widziane po kilkanaście razy na dzień gdy wcale nie chciałam widzieć żadnych cyfr.
Bywało, że specjalnie nie patrzyłam na zegarek, tablicę rejestracyjną ale gdy tylko zapomniałam o postanowieniu prawie na pewno widziałam te cyfry. W ciągu dnia, moje oczy były przyciągane jak magnes do zegara tylko wtedy gdy miałam zobaczyć 22:22, 18:18, 21:21, 17:17, 11:11 i tak w kółko do znudzenia. Po kilku latach CODZIENNYCH synchronizacji liczbowych przywykłam to tego tak bardzo, że nie robi to na mnie większego wrażenia. Traktuję to jak miłą obecność duchowego opiekuna, który zaznacza swoją obecność.
Dziwne rzeczy dzieją się również gdy sobie wymarzę jakiś ciuch czy przedmiot. Zapominam o tym a tu nagle bach...kupuję czy dostaję coś identycznego co chciałam ;D
Przypadki są wręcz spektakularne, bo jaka jest szansa by w małym mieście, w komisie trafić nagle na miniaturowy rower o którym się myślało?
Albo jaka jest szansa by na Woodstoku wśród 120000 samochodów na parkingu, zaparkować akurat obok własnego kuzyna (nie znałam jego auta), ale myślałam o nim przed wyjazdem.
Dodatkowo spotkałam go przy samochodzie a to też niezwykła synchronizacja bo przecież mógł odjechać w każdej innej godzinie.
Inne objawy dotyczące zmian to dość nagłe odkrycie zdolności do uzdrawiania.
Czuję w palcach rąk silne ( dosyć bolesne) prądy rozsadzające niemal palce. Kiedy uzdrawiam kota albo kogoś na odległość takie uczucia są adekwatne do czynności, ale bywa że całymi dniami bolą mnie palce i jestem w stanie dokładnie wskazać miejsce gdzie wypływa energia.
Mój kot był "nieuleczalnie" chory, lekarz nie dawał mu szans na życie bez leków. Kotek cierpiał na dziurawą korę w nerkach, nerki po prostu przepuszczały białko i co rusz miał zapaść mocznicową.
Kotek niewyobrażalnie cierpiał, całymi dniami trząsł się w kuwecie siusiając krwią. Najpierw walczyliśmy o niego lekami, ziołami i olejem lnianym- wszystkim czym się dało. Uzdrawianie go energią przyszło po przeczytaniu książki "Kody uzdrawiania" ale było tylko dodatkiem do codziennych walk z kotem o połknięcie tabletki. Kot podczas uzdrawiania zmienia się "szmacianą lalę", wywraca białka oczu i otwiera pyszczek jakby był w transie ;)
Trochę z głupoty a trochę z lenistwa przestaliśmy mu dawać leki codziennie, tylko olej lub zioła jak nam się przypomniało i chciało. Niedawno zorientowałam się, że kot nie bierze żadnych leków od roku! Wszędzie go pełno, wygląda aż na zbyt zdrowego. Lekarz weterynarii myślał że kotek już padł skoro od roku nie przychodzimy po leki.
Mimo tego oczywistego sukcesu, Mąż nadal nie wierzy w żadne czary mary i uważa, że kot po prostu wyzdrowiał ;)
Inną sprawą też związaną z Mężem jest moje straszne "rozdwojenie" jeśli chodzi o posiadanie dziecka.
Mąż chciałby mieć dzieci ale ja podświadomie jakoś czuję, że to nie jest odpowiedni czas i świat na dziecko.
Mimo to chętnie kupuję ubranka dla noworodka, a bo może kiedyś, no niewiadomo...hehe Chcę dzieci ale nie na takim świecie, dziwne uczucie. Jakbym czekała na coś co ma przyjść i zmienić świat żebym mogła mieć w końcu dzieci nie bojąc się o ich duchowość. Mam nadzieję, że przyjdzie szybko bo latka lecą ;)
Cóż jeszcze...sny, sny, sny....niesamowite od zawsze kiedy pamiętam. Ostatnio taki najmocniejszy był o tysiącach Ufo na nocnym niebie, płonącym mieście i dylemacie....zostać w domu z rodziną czy szukać przyjaciela. Pobiegłam wśród pocisków ognia z nieba do domu przyjaciela ale go tam nie było ;(