Bardzo się cieszę, że opisałeś to. To perełka.
No właśnie, w potopie zbędnego intelektualizowania niezwykle cenne są opisy osobistych doświadczeń.
Ja mam niezwylke podobne odczucia i często trudno mi ubrać je w słowa, bo w czasie opisywania stają się jakieś płaskie i konceptualne. Dlatego gratuluję odwagi w przekazywaniu nieprzekazywalnych słowami treści.
Zgadzam się z Tobą odnośnie zamierzania, tez mam z tym zabawę.
Są kwestie, które materializują się niemal natychmiast oraz takie, które nie zaistniały do dziś.
Zastanawiałam się dlaczego? Różne przychodziły do mnie odpowiedzi.
Najpierw wiele rzeczy i sytuacji nie chciało zaistnieć z powodu systemu przekonań jaki we mnie funkcjonował,
tak po prostu według wiary mojej mi się działo. Dokładniej mówiąc wdług moich ograniczeń.
Po latach, kiedy szlaki komunikacyjne ze swoimi wyższymi poziomami są juz przearte i łączność przebiega sprawnie, łatwo już odróżnić chcenie ego od prawdziwego wewnętrznego pragnienia.
Dobrze znana jest mi owa tęsknota, którą opisujesz na przykładzie straty kogos bliskiego.
Mam jedno coś, co wydaje się że chcę wykreować od kilku lat. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że to się dokona, nie ma we mnie wątpliwości, mam w związku z tym nieopisana tęsknotę towarzyszącą każdemu wyobrażeniu o tym.
Jednak to nie tęsknota za czymś, czego nie mam, raczej porównałabym ją za tęsknotą za domem podczas emigracji, za czymś, co już doskonale znam, do czego wracam, ale nie wiem tylko kiedy tam dotrę.
Przy kreowaniu dla mnie osobiście niezwykle ważna jest ciekawość doświadczania.
Często pytam siebie - a jak by to było, gdybym... I potem zapominam o pytaniu.
I nagle jak filip z konopii wyskakuje doświadczenie, bym posmakowała jak to jest...
Jeśli nie podchodze do kreacji z napięciem a na luzie i z ciekawością, traktując to jak zabawę a nie śmiertelnie ważną i poważną sprawę, o wiele więcej kreacji się manifestuje.
Dusza jest jak troskliwa matka, która chce, by jej dziecko czyli my z naszym ciałem i umyslem uczyło się przez zabawę i w radości. Naturalnie, jeśli ze swojego poziomu uważa, że jakaś zabawa nam nie służy, to na nią nie pozwala i tyle.
A dla mnie wolna wola w 3D dotyczy wyboru jak się chcę czuć w danym doświadczeniu a nie co chcę posiadać, najczęściej "na własność".
Mimo, że nefalin zadał pytania Angelrage, nie obrazi się chyba, jeśli ja też odpowiem, a raczej przedstawię swój punkt widzenia na sprawę.
Cytuj:
- jak zdobyć umiejętność obserwowania swojego ciała energetycznego i swoich poziomów świadomości?
- co trzeba zrobić żeby osiągnąć nieskończoność?
Moim zdaniem osiągnąć te rzeczy można, kiedy po pierwsze takie pytania zacznie się zadawać sobie a nie "autorytetom". Oczywiście korzystajmy z doświadczeń innych, jak najbardziej, ale BADAJĄC co te konkretne przykłady, doświadczenia i schematy znaczą dla NAS. Dopóki autorytet będzie czymś zewnętrznym i wartym czczenia, nie skorzystamy z jego wiedzy w pełni. Natomiast traktując go jak część swojej drogi, z wdzięcznością, a jakże, jak wszystko, ale też z uczuciem jedności, wtedy mamy szansę odczuć odpowiedzi w nas. Bo autorytet na naszej drodze, to narzędzie jakie sami sobie dajemy dla rozwoju.
Jest wiele technik obserwacji energetyki człowieka i żadna nie jest ani lepsza ani gorsza. Dla mnie to tak, jakbyś pytał - "Angelrage, a jakim długopisem napisałeś te wszystkie tak mądre rzeczy, bo ja też bym tak chciał"
Przepraszam, jeśli zabrzmiało to nieco ironicznie, nie traktuj tego osobiście, chciałam tylko by było przejrzyście.
Wielki szacunek dla Ciebie nefalin, że szukasz, bo to najważniejsze, obudzić w sobie ciekawość, ta ciekawość zaprowadzi Cię sama do Ciebie.
Cytuj:
- mógłbyś przedstawić swoje stanowisko odnośnie płodzenia i wychowywania dzieci na Ziemi jako jeden z głównych celów życia?
Znów nie do mnie, ale ciekawe pytanie a odpowiedz sama mi się ciśnie, więc piszę.
Życie nie ma CELU. Życie samo w sobie jest celem. Ciekawość tego, co może zostać wykreowane i doświadczone jest celem, czyli celu nie ma.
Rozumiem jednak, że pytasz z poziomu życia umysłu, któremu wydaje się, ze jest człowiekiem i że jest KIMŚ WAŻNYM. To umysł wymyślił koncepcję, że celem jest ewolucja gatunku, który on reprezentuje. Jednak patrząc na to z wyższych poziomów, nie jesteśmy nikim wyjątkowym we wszechświecie i gdyby ewolucja nasza została zakończona, to nikt by specjalnie po nas nie płakał.
No, ale patrząc z punktu umysłu ewolucja jest celem. Jednak przychodzimy w doświadczanie ziemskiego życia nie tylko po to by spłodzić i wychować potomstwo. Tu kluczem jest słuchanie samego siebie. Instynkt macierzyński czy ojcowski po prostu sam się odzywa i nie ma tu racjonalnego tłumaczenia, czy ta dla jednostki powinno czy nie powinno być ważne. Bo to po prostu jest albo nie jest istotne i tyle. Oczywiście, by zabawa w ludzkość na ziemi trwała nadal, potzreba, by instynkt do płodzenia i wychowywania był czynny u większości, ale wtedy to wychowywanie dzieci jest przyjemnością a nie karą. A Ci, którzy tego nie czują, zapewne czują inne nie mniej ciekawe wyzwania. Słuchać siebie, to klucz do życia w tej rzeczywistości.
N
Cytuj:
ie narzuca się też „ciemnej stronie” jak to niektórzy zalecają „miłość i światło dla wszystkich” – na ten slogan dojrzała miłość nie da się nabrać, bo rozumie, że ktoś, kto wybrał ciemna stronę mocy automatycznie nie ma na wyższym poziomie nic, przeciwko, jeśli przetłumaczymy mu to takim językiem, jaki rozumie
Z tym się absolutnie zgadzam. Ja odczułam kiedyś przez kilkanaście sekund jedność z wszelkim stworzeniem, ze wszystkim co jest a zatem także z całą tzw. negatywnością. Wtedy zrozumiałam, że dobro i zło nie istnieje, istnieja tylko różne drogi prowadzące z powrotem do jedności. A ludzie jako jednostki po prostu "bawią się" swoim doświadczaniem. I zawsze ofiara na wyższym poziomie zgadza się by współuczestniczyć w określonym doświadczeniu ze swoim katem.
Zawsze dla mnie świetnym przykładem są bawiące sie dzieci. Czy rówieśnicy piętnują tego, który w zabawie wybiera rolę "czarnego charakteru"? Nie, jeszcze są mu wdzięczni, bo dzięki niemu moga poczuć jak to jest być tym dobrym, czy też bohaterem.
Nasza zabawa niewiele się od tego różni, naprawdę.
Dlaczego zatem mamy na siłę "bombardować miłością" kogokolwiek? Co tym robimy dobrego?
To jawny atak.
Jeśli będziemy potrafili spojrzeć tak trwale na wroga jak na najbliższą istotę, te gry się skończą same, bo zostaną zdemaskowane. Światło samo się rozprzestrzeni, kiedy zaprzestaniemy oceniać.
Bez walki i wysiłku.
No, choć na początku zaprzestanie oceniania będzie dla wielu wysiłkiem ponad własne możliwości,
Ale, by nie kończyć tak pesymistycznie, to kiedy ludzie poczują, że tak naprawdę niczym się między sobą nie różnią, a po prostu są różnymi aspektami siebie samych, zaczną współistnieć zamiast rywalizować, zamanifestuje się nam raj na ziemi.
Pozdrawiam.