" Gdy wybuchła wojna Władysław Bartoszewski miał 17 lat. W 1940 r. przypadkowo dostał się do Oświęcimia, z którego zwolniono go po kilku
miesiącach, co było wydarzeniem nie spotykanym.Jego siostra kolaborowała z Niemcami wyszła za mąż za SSmana co było prawdopodobnie powodem zwolnienia go z obozu - wstawiła się za nim. Mimo to obdarzono go zaufaniem w organizacji katolickiej FOP - Front Odrodzenia Polski, związanym ze
Stronnictwem Pracy, a kierowanym przez pisarkę Zofię Kossak Szczucką.
Poznałem ją, oraz towarzyszącego jej Ojca superiora Kosibowiecza - TJ, w połowie lat 30-tych gdy odwiedzała naszą podchorążówkę (organizacja Żółty Krzyż). Ona to doceniając w Bartoszewskim zamiłowania dziennikarskie, zaprotegowała go do Władysława Bieńkowskiego, ps. " Wencki" - kierownika Wydziału Społ. w Delegaturze Rządu. Ten z biegiem czasu wciągnął go, zawsze wścibskiego i energicznego, do akcji pomocy Żydom, a wreszcie w 1942/43 do organizacji "Żegota", mając nadzieję, że się dobrze wywiąże z zadań jako pobratymiec krwi. Bartoszewski opiekował się zleconymi mu rodzinami żydowskimi, nosił im pieniądze, zaopatrzenie, lekarstwa, sprowadzał lekarzy do chorujących, zabezpieczał im zmianę mieszkania po dekonspiracji. był małym kółkiem związanym z życiem kilkudziesięciu rodzin, w ramach dużej machiny troszczącej się o życie dziesiątków tysięcy. Miał skromną rolę związaną z wiekiem.
Dopiero po wojnie działalność Bartoszewskiego nabrała dużego rozpędu, zakresu, zaczął sobie przypisywać prawie główną rolę w tym Wydziale, kierowanym przez Bieńkowskiego -" Wenckiego". To mu udało się przeprowadzić, gdyż Bieńkowski musiał zniknąć, ukrywał się, a Bartoszewski "roztropnie" o nim nie wspominał, choć miał takie okazje gdy pracował w tyg. "Stolica", bo on tam sobie wyrabiał markę, więc przemilczał Bieńkowski a wpisywał siebie. I tak powstał bohater. W Powstaniu Warszawskim był w W-wie, coś tam statystował. Po wojnie pracował cały czas juko dziennikarz. Siedział kilka lat za AK, choć działał w Delegaturze Rządu - a nie AK, która była jednakowo źle widziana przez żydowskie UB. Później dużo pisał w masońsko-prosyjonistycznym krakowskim Tygodniku Powszechnym (dlatego też tygodnik ten dezawuował J. Em. Ks. Prymas Wyszyński).
W Krakowie był za żydowskiego bohatera, więc ułatwiono mu wykłady na KUL, choć przy wątpliwej maturze okupacyjnej (czy małej maturze) i 3 dr. h.c. nie mając wyższych studiów, kreowano go na "profesora", ale nie ma tego tytułu, Żydzi mu tego nie załatwili, a przecież to dla nich drobnostka, ale dali mu dobrą posadę ambasadora w Wiedniu, mimo że jest bez kwalifikacji. Napisał kilka wspomnieniowych książek na tematy okupacyjne, nie zapomniał oczywiście wspominać szerzej o polskim antysemityzmie, szmalcownictwie.
W Wiedniu znalazł się jako, swój zaufany człowiek, współpracował blisko z wrogiem Polski, opluwaczem, Szymonem Wiesenthalem, dyr. Izraelskiego Ośrodka Dokumentacji (o hańbo - załatwił mu nawet odznaczenie komandorią orderu Odrodzenia Polski -więc order ten zbrukał). Miał odczyty o stosunkach okpacyjnych, tak w Austrii, jak i w Niemczech, wplatał stale nasz antysemityzm, szmalcownictwo, co tam się ogromnie podobało, bo jakoś odciążało Niemców, więc miał dobre publiciti -"profesorskie". Będąc żydowskiego pochodzenia, miał żony Żydówki, syn mieszka w Izraelu. Nic dziwnego,
że zażydzona Unia " Wolności", pchała go jako "wielkiego katolika" na ministra spraw zagranicznych u katolika Wałęsy. A nawet mieli bezczelność proponować go jako kandydata na premiera.
Kiedy my otrzeźwiejemy? 10 profesorów KUL zdezawuowało go jako rzekomego naukowca, podkreślili amoralność jego jako katolika, kilka żon, w liście do Biskupa w Essen w XI 1996 r.. List ten był opubliczniony w prasie krajowej, co nie przeszkadza TV tytułować go do teraz profesorem. Jako pupil żydokomuny, dostał od prez. Kwaśniewskiego Order Orła Białego ! Jaka to hańba dla tego Orła. Bartoszewski ma też honorowe obywatelstwo Izraela ." Tadeusz Bednarczyk, Żydzi polscy dzisiaj - ksiażka Tadeusza Bednarczyka, 2001-04-28 Jak wytłumaczyć fakt, że Bartoszewski w swej wciąż nienasyconej pogoni za dowodami uznania z zagranicy (ordery, nagrody etc.) posunął się nawet do przyjęcia medalu upamiętniającego zasługi najgorszego niemieckiego polakożercy lat 20. XX wieku, ministra spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929 Gustawa Stresemanna. Przypomnijmy tu, co pisał o Stresemannie były minister spraw zagranicznych Niemiec Joschka Fisher na łamach "Gazety Wyborczej" z 6-7maja 2000 r.: "Celem Stresemanna była bowiem głównie rewizja granic na niekorzyść Polski, której istnienia w formie z 1928 r. nie akceptował ( ) wszelkie starania Francji o 'wschodnie Locarno' udało się Stresemannowi zniweczyć. Polska straciła również najwięcej i to właśnie było celem stresemannowskiej polityki". Fischer pisał również o na wskroś rewizjonistycznym programie Stresemanna, który dążył do zmiany granic wschodnich Niemiec na szkodę Polski. Jego celem było m.in. odzyskanie Gdańska dla Niemiec, przejęcie przez Niemcy "polskiego korytarza" i przesunięcie na korzyść Niemiec granicy z Polską na Górnym Śląsku. Jak z tego wynika, nawet Hitler w 1939 r. miał "skromniejsze" od Stresemanna żądania pod adresem Polski. Nie domagał się zmiany na naszą niekorzyść granicy na Śląsku.
Jak widać, to wszystko nie przeszkodziło Bartoszewskiemu w przyjęciu w grudniu 1996 r. złotego medalu ku czci zajadłego antypolskiego rewizjonisty. Wręczył mu go uroczyście w Moguncji sam minister spraw zagranicznych RFN Klaus Kinkiel (Por. "Wolny czyni dobro. Laudacja wygłoszona przez ministra spraw zagranicznych RFN Klausa Kinkla 15 listopada 1996 r. w Moguncji z okazji wręczenia profesorowi Władysławowi Bartoszewskiemu złotego medalu Towarzystwa im. Gustawa Stresemanna", "Gazeta Wyborcza" z 5 grudnia 1996 r.). Taki splendor! Czy o przyjęciu medalu ku czci takiego polakożercy zdecydowała nieznająca granic pogoń Bartoszewskiego za zaszczytami, czy też typowa w jego przypadku ignorancja polityka bez wyższych studiów, choć nader chętnie tytułującego się jako profesor! Być może Bartoszewski, zajmujący się przedtem w swych pracach głównie historią po 1939 r., rzeczywiście "nie doczytał", nie poznał faktów o polakożerczych działaniach polityka, którego medalem został uhonorowany. Czy można sobie wyobrazić jednak, że ktoś przyjmujący odznaczenie ku czci jakiejś osoby zaniedbuje poznania podstawowych faktów z jego życia? A w przypadku Stresemanna jego polakożerstwo było cechą podstawową i wręcz przysłowiową. Skrajny filosemityzm Bartoszewskiego negatywnie odbijał się - kosztem Polaków - na jego zachowaniu w roli przewodniczącego Prezydium Międzynarodowej Rady Państwowego Muzeum w Oświęcimiu. To prezydium "wsławiło się" m.in. podjęciem decyzji o usunięciu krzyży w grudniu 1997 r. z terenu byłego KL Auschwitz-Birkenau. Decyzję podejmowano bez wiedzy członków Rady. Potrzebujemy więcej takich patriotów !
http://www.obnie.info/Joomla/index.php?option=com_content&view=article&id=1333:bartoszewski-zyciorys&catid=76:sprzedajni-i-li&Itemid=27