levibc, bardzo dziekuje, za pozwolenie aby miec swoje tezy. Tobie nikt nie kaze w nie wierzyc.
Ja też kilka razy miałem zdarzenie z czasem, lecz nie stricte z zegarkiem. Miewam - zazwyczaj podczas jazdy autem, która jest dla mnie ucieczką , kocham to - gdy mam oczyszczony umysł, w ułamku sekundy (czy to był ułamek - mogę nie pamiętać)
łapie tak jakby stan nieważkości, jadę autem, porusza się wszystko w tempie zwolnionym, lecz otoczenie wygląda też jakoś inaczej, Ultra HD to przy tym comodore, kierownica, droga, drzewa zdają się być w lekkim ruchu symbolami i zmieniają położenie, a ja również w tym stanie spadam powiedzmy poniżej tego obrazu, jakbym mdlał świadomie i padał na fotel pasażera. Jednakże nie wpływa to bezpieczeństwo jazdy, nie trwa w czasie rzeczywistym, nie padam na żaden fotel, pobocza czy rowu nie zaliczam

Porównałbym to do jakiegoś odgałęzienia OOBE , ale ten ciekawy stan kończy się w momencie gdy, umysł zaczyna mieć ogromną ochotę wykorzystać owy moment do jakiegoś równie ciekawego działania.
Również podczas jazdy autem jadąc długą trasą przed siebie doświadczam czegoś jak przejścia na drugą stronę lustra uświadamiając sobie, że nie jadę przed siebie lecz wgłąb siebie, swojej głowy w wykreowanym w sposób niepojęty przez siebie świecie. W tych momentach również prawie da się wejść w stan w/w nieważkości.
Teraz .. w "czasie'(?) gdy ostatnio mam kryzys wściekłości na swoją drogę do prawdy i środowisk ezo, dostaję od tej strony jakby namacalne sygnały, że jednak może się mylę tracąc w to wiarę, lub moja głowa jest już tym tak zajęta, że sama tworzy owe sytuację, ale....
Właśnie w momencie kulminacyjnej wściekłości na drogę do 'świadomości' i pieprzone zło na ziemi, chciałem to wykrzyczeć prosto w ryj jakiemuś Bogowi samozwańczemu, jak np. klan rothschild... zacząłem szukać w necie możliwości skontaktowania się z kimkolwiek z nimi związanymi i już mocno zmęczony nie wiedząc co robić zrobiłem coś śmiesznego. Na ich oficjalnej stronie, w zwykłej wyszukiwarce zacząłem pisać że ich czas dobiega końca, nadchodzi siła miłości, rothschild die itp... Położyłem się do łóżka zmęczony...
nie minęła chwila jak coś dziwnie zaczęło wokół mnie w ciszy jakby tak pstrykać, jakby coś skakało po liściach kwiatów w pokoju.. W oknie wśród gęstych drzew w ciemności zaczęły się wśród pomarańczowej poświaty, formować demoniczne twarze, węże, gady itp.. myślę sobie : - Mam co chciałem, wychyliłem się, pewnie gałąź drzewa, lub pnącze kwiatu udusi mnie we śnie... ale zwalczyłem strach i potraktowałem to jak marna próba zastraszenia mnie, w poświacie pomarańczu wzbudzić tylko niskie wibracje. Wyśmiałem, olałem, zasnąłem.
W środku nocy przebudziłem się, wstałem napić się wody obok łóżka w ciemnościach i już całkowicie rozbudzony zobaczyłem mocno świecący na pomarańczowo jakby przeźroczysty ezoteryczny kryształ.

łem oczami i nie dowierzałem. Myślę sobie, gdzie ja się obudziłem, pokój też był jakiś inny taki mistyczny. W końcu wymrugałem ten stan bo jednak okazało się, że nie byłem dobrze rozbudzony, a obudziłem się snem we śnie jednakże wstając i pijąc tę wodę. Jednak pokój nie był żadnym mistycznym miejscem, a kryształ okazał się przyciskiem w listwie przedłużacza - pomarańczowym, lecz ok. 5 krotnie mniejszym i innego kształtu.
Następnego dnia jadąc trasą dalej miałem doświadczenia z kolorami, mianowicie poboczami snuły się pasy fioletowe, moje ręce raz emitowały kolor zielony, i powróciły z dawna nie pokazujące się nieraz snopy iskierek przed oczami, lub jedna pojedyncza tak jakby ktoś rysikiem szybko lub przypadkiem maznął coś po ekranie dotykowym, którym w tym przypadku są moje oczy.
Doświadczam od tych momentów czegoś innego niż do tej pory, prawdopodobnie swoją wściekłością na rzekomy brak sensu związany z szukaniem istoty własnego bytu, dałem kopa swojej podświadomości do wzmożenia i stymulacji mojej istoty tutaj do dalszych poszukiwań. Dochodzę stopniowo do wniosku, że jest taki stan, w którym można opanować wszelkie nagle urywane stany świadomości, na tyle aby w sposób rozumiany jako niemożliwy lub magiczny zmienić tok wydarzeń w swoim otoczeniu, lub po prostu w swoim własnym świecie, a każdy ma swój w stanie spoczynku jeżeli nie złapie w garść mistycznych narzędzi i lawiruje po światach kreowanych przez innych oraz tych w stanie spoczynku, biernych... I nie piszę tu o 5 zmysłowym choć mądrym powiedzeniu "Wszystko w twoich rękach", o kreowaniu rzeczywistości, krzykiem, płaczem, pracą - choć to ważne. To o czym piszę jest delikatniejsze niż trzepot skrzydła motyla. To iskra w środku świadomości, iskra którą możemy być gdy tylko - nie zrozumiemy - ale hiper realnie poczujemy, że nie jedziemy przed siebie gdy jedziemy autem (na przykład). Jedziemy w głąb siebie.
Dla umyslu wszystkie rzeczy do ktorych nie jest przyzwyczajony, sa bredniami.
Ja nie wierze nikomu na slowo i dobrze, ze Ty tego tez nie robisz. Ale jak cos ma jakis odzew w moim ciele, cos we mnie budzi to przyjmuje to jako teze do sprawdzenia. Jakby niedorzecznie ona brzmiala. To mi otwiera drzwi do wlasnego doswiadczenia.