Posiłki podawane więźniom muszą spełniać szereg warunków, ale podobne regulacje nie obowiązują żłobków, przedszkoli i szkół. - W większoścW żadnym żłobku serwowane posiłki nie zaspokajały zapotrzebowania dzieci na witaminę C, zaś w połowie z nich zawierały niewystarczającą ilość wapnia i żelaza oraz miały nieodpowiednią wartość energetyczną. Podobne błędy popełniała większość przedszkoli i szkół - mówi Grzegorz Hudzik, wojewódzki inspektor sanitarny w Katowicach, po kontroli przeprowadzonej w 500 kuchniach.
Nie spodziewał się, że jest aż tak fatalnie. - Najpopularniejsze danie to makaron ze słodkim sosem owocowym, które uchodzi za tanie i lubiane przez dzieci. A gdzie owoce czy warzywa, które w sezonie nie kosztują wiele? Potem dziwimy się, skąd u dzieci otyłość, obniżona odporność, problemy z poziomem cukru we krwi czy krążeniem - załamuje ręce Hudzik.
Przyznaje, że rozwiązanie problemu jest trudne, bo brakuje regulacji, wyznaczających gotującym dla dzieci kucharkom standardy. - Takie przepisy obowiązują w kuchniach więziennych, ale o dzieciach nikt dotąd nie pomyślał. Możemy tylko dawać zalecenia, które nie mają mocy prawnej - mówi Hudzik.
Opracowanie norm i ich przeforsowanie w Sejmie obiecuje Beata Małecka-Libera, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia. Ona też nie ma dobrego zdania o stołówkach. - Rodzice nie mają wpływu na to, co dzieci jedzą poza domem, a jeśli próbują interweniować, często traktowani są przez dyrektorów jak intruzi - mówi posłanka.
Na jej prośbę katowicka WSSE przeprowadziła wśród rodziców ankietę na temat żywienia dzieci w żłobkach i przedszkolach. Większość zadeklarowała, że jest zadowolona z tego, jak maluchy są karmione, ale jednocześnie nie potrafiła odpowiedzieć, czy chętnie jedzą serwowane posiłki i czy porcje są wystarczające. - Wymiana informacji między placówką a rodzicami jest konieczna. Bez tego nie da się zbilansować diety. Rodzice muszą wiedzieć, co i w jakiej ilości dziecko zjadło przez cały dzień, aby zdecydować, co podać na kolację - mówi Małecka-Libera.
Tak narodził się pomysł, by przeprowadzić adresowaną do rodziców, kucharek i intendentek akcję edukacyjną "Zdrowie na talerzu". - Przez pięć lat udało nam się dotrzeć do 500 tys. dzieci z województwa śląskiego. Wiele z nich jest teraz bardziej świadomych w kwestiach zdrowego odżywiania niż dorośli - mówi Jan Olgerbrand, zastępca głównego inspektora sanitarnego.
Ma nadzieję, że akcja zmieni też kulturę jedzenia, bo - jak mówi - w stołówkach dzieci często muszą jeść w pośpiechu, a dania serwowane są w nieestetyczny sposób, co może psuć apetyt i zniechęcać do niektórych potraw na całe życie. - Wciąż pamiętam z przedszkola ohydny smak zupy owocowej z kluskami i bawarki, których nie cierpię do dziś. Nawyki ukształtowane w dzieciństwie zwykle zostają na całe życie - mówi Olgerbrand.
Wsparcie akcji zadeklarowali: rzecznik praw dziecka, Śląski Uniwersytet Medyczny, Śląski Urząd Wojewódzki oraz Agencja Rynku Rolnego.
Więcej...
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... 1r9OAhvRIi tych placówek źle karmi się dzieci - alarmuje sanepid.
Więcej...
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... z1r9O5XiUA