Technologie modyfikacji genetycznych- w tym żywności- mogły by być( moim zdaniem) w niektórych przypadkach korzystne, problemem jest tylko to, jak w przypadku innych technologi, że znajdują się one w rękach psychopatów i socjopatów, którzy wypaczają ich pozytywny potencjał w celu degradacji i kontroli.
Prawda o GMO, czyli horror z miliardami w tle
Zawsze waham się przed słowem „prawda”, bo wiem ile prawda miewa stron i odcieni. Ileż odcieni ma prawda o GMO, jeśli do mnie, fanki zdrowego żywienia, docierają wiadomości chaotyczne i sprzeczne? Zapytałam o to osobę zrównoważoną i rzetelną, a przy tym kompetentną, czyli EWĘ KOZDRAJ, prezeskę lubelskiego Stowarzyszenia Dla Ziemi. Prawda okazała się horrorem. Trup ściele się gęsto, i to wcale nie z powodu szkodliwości samej manipulacji genetycznej. Oto dlaczego:
Żeby uprawiać rośliny GMO (głównie soja, kukurydza, rzepak, bawełna, ale również ziemniaki), należy używać środków ochrony roślin herbicydów, które zawierają glifosat, bardzo silną truciznę. Te środki noszą nazwę Roundup. Na glebie nimi polanej nie wyrośnie nic oprócz roślin do tych właśnie środków „przyzwyczajonych” (soja np. nazywa się Roundup Ready (gotowa na Roundup).
To zabójstwo ziemi, która ze swej natury potrzebuje różnorodności, płodozmianu, a tu musisz co rok wysiewać jedynie te same nasiona GMO. Do czego to prowadzi? Co roku dawka herbicydu się zwiększa. I to jest aspekt ekologiczny (wyjałowienie ziemi) aspekt sprawy.
Komu to potrzebne? Jasne: tym, co na tym zarabiają. 90% rynku roślin GMO należy do dwóch potentatów, firmy Monsanto i – mniejsza część - do firmy Bayer. Są oni prawie niepodzielnymi właścicielami patentu, który z chęcią odsprzedają. Bo wszystkie rośliny GMO są opatentowane. Kupując nasiona, podpisujesz umowę z firmą. Zobowiązujesz się do kupowania co roku kolejnych nasion, nie zbierasz ich z własnego pola (jak świat światem robili nasi dziadowie), co roku płacisz tej firmie na pewno nie mniej, a więcej. Firma Monsanto zasłynęła m.in. produkcją Aspartamu oraz demonicznego Agent Orange, który wypalił połowę dżungli i jej mieszkańców podczas wojny w Wietnamie. I teraz ta sama firma, odpowiedzialna za niebywałe skażenie środowiska, wód, zatrucia, ma władzę nad nasionami, czyli nad żywnością. Ten horror można obejrzeć:
Świat według monsanto
Środek Roundup był w Europie sprzedawany z etykietą "biodegradowalny". Po ujawnieniu tej afery przez dziennikarzy (to naprawdę bardzo silny środek, na posypanej nim ziemi nic nie wyrośnie), na Monsanto nałożono karę... Uwaga: we Francji 5000 Euro, w Polsce 300 zł. (sic!). A firma ma miliardowe dochody, oddziały na całym świecie. Dosłownie na całym.
Dziewięć państw, takich jak np. Francja, Niemcy, Szwajcaria, Austria, Bułgaria, Włochy, Węgry, wprowadziły przeróżne zakazy upraw GMO (prawo jest tu bardzo skomplikowane, bo dzieli się na obrót nasionami, uprawy, znakowanie, itp.). Państwa te wprowadziły zakazy po dramatycznych doniesieniach, głównie z Ameryki Południowej i z Indii. Masowe bankructwa rolników, uzależnionych od opatentowanych nasion, samobójstwa, tragedie ludzkie. Indianom - jak wiadomo – między innymi w ten sposób odebrano "złoto Inków" czyli kukurydzę, przestali być jej właścicielami. Nawet Rosjanie wprowadzili u siebie zakaz upraw GMO.
Należy dokładnie się przyjrzeć, komu w Polsce najbardziej na wprowadzeniu upraw GMO zależy. I kto z uporem „wciska nam kit” o nieszkodliwości tej trucizny. - Tyle – w skrócie - pani Ewa Kozdraj. Ja zaś dodam: na manifestacje przeciwko GMO w Berlinie wyszło ponoć 20 000 osób. U nas 200…
Źródło:
http://kurczabredlich.natemat.pl/41053,prawda-o-gmo-czyli-horror-z-miliardami-w-tleCztery kłamstwa o GMO Napisał(a): Ludwik Tomiałojć w wydaniu 7/2012.
Fot. AFP EAST NEWS
Plony z roślin genetycznie modyfikowanych nie są trwale wyższe, przeciwnie, zwykle o kilkanaście procent niższe od plonów tradycyjnych. Przyznała to Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO, 2004). Zmniejszenie strat dzięki wyniszczeniu szkodników upraw przez transgen Bt jest zaś efektem krótkotrwałym, bo już pokazały się pierwsze owady odporne na wytwarzaną przezeń truciznę.
W sprawie upraw genetycznie modyfikowanych zamiast obiektywizmu naukowego szerzone jest wyznanie amerykańsko-koncernowe
Ludwik Tomiałojć
Ostrość sporów wokół organizmów genetycznie zmodyfikowanych (GMO) jest przejawem konfliktu w zakresie podstawowego dla nauki wymogu etycznego, zwanego obiektywizmem lub poszukiwaniem prawdy. Zamiast obiektywizmu naukowego rozwinięte zostało swoiste wyznanie amerykańsko-koncernowe. Jego cztery slogany brzmią następująco:
1. GMO są środkiem prowadzącym do zlikwidowania głodu na Ziemi.
2. GMO przynoszą zwiększenie plonów.
3. GMO zmniejszają chemizację środowiska, chroniąc gleby.
4. Nie stwierdzono żadnych negatywnych skutków spożywania żywności z GMO.
Przez GMO
do bankructwa
W setkach książek i artykułów, a także w raportach światowej witryny
http://www.gmwatch.org wykazano w stopniu co najmniej dostatecznym, że żadne z tych haseł nie jest w pełni prawdziwe. Są to typowe manipulacje reklamowe.
W kwestii głodu oddziaływanie jest wręcz przeciwne – w krajach ubogich drogie (opatentowane) ziarno genetycznie modyfikowane wypiera rodzime odmiany i rodzimą produkcję rolną, czym przyśpiesza bankructwa rolników, zwiększając liczbę bezrobotnych i głodujących (według opinii części ministrów środowiska i rolnictwa z Trzeciego Świata). W Indiach drogie ziarno GMO było główną przyczyną dziesiątków tysięcy samobójstw zadłużonych ubogich rolników.
Tym bardziej argument głodu nie ma sensu w odniesieniu do mającej nadprodukcję płodów rolnych Polski i UE. Również u nas wprowadzenie GMO spowodowałoby drogą konkurencji na rynku bankructwa drobnych rolników i zasilenie szeregów bezrobotnych przez miliony ludzi.
Plony nie są wyższe
Plony z roślin genetycznie modyfikowanych nie są trwale wyższe, przeciwnie, zwykle o kilkanaście procent niższe od plonów tradycyjnych. Przyznała to Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO, 2004). Zmniejszenie strat dzięki wyniszczeniu szkodników upraw przez transgen Bt jest zaś efektem krótkotrwałym, bo już pokazały się pierwsze owady odporne na wytwarzaną przezeń truciznę (m.in. w Europie, Nowej Zelandii, USA). Kontrolowanie liczebności owadów na dłuższą metę najlepiej uzyskuje się metodą biologicznej walki ze szkodnikami. Co więcej, groźny jest efekt uboczny GMO – choć wszczepiony gen toksyczności za parę lat przestanie chronić dane rośliny, to ta cecha rozejdzie się, i to nieodwracalnie, po uprawach tradycyjnych i ekologicznych oraz gatunkach dzikich, wprowadzając trudne do przewidzenia zaburzenia w przyrodzie. Po co nam to, skoro mamy nadmiar plonów?
Plony z upraw GMO nie są też tańsze (tu bywa czasowy dumping) – odwrotnie, ich ceny szybko rosną, powodując zwiększenie cen plonów tradycyjnych. Przykład: dziś ziarno soi modyfikowanej GM RR 2 oraz GM SmartStax kosztuje sześć razy tyle, ile kiedyś ziarno soi niemodyfikowanej (Benbrook, 2009). Dlatego straszenie nas przez złotoustych misjonarzy GMO rosnącymi cenami produktów spożywczych niemodyfikowanych jest odwracaniem kota ogonem i propagandą mającą na celu wymuszenie zaakceptowania produktów zmodyfikowanych.
GMO mogą szkodzić
Również twierdzenie o zmniejszeniu chemizacji gleb nie jest prawdziwe, bo uprawy GMO są związane z używaniem, i to w coraz większych ilościach, preparatu Roundup, bardzo szkodliwego dla środowiska i dla zdrowia. A uprawy GMO dodatkowo same negatywnie wpływają na stan zespołów organizmów glebowych, co bywa przemilczane.
Czy rośliny genetycznie modyfikowane są zagrożeniem dla zdrowia? Zwolennicy i stronnicze media ukrywają przed społeczeństwem, że już mamy sporo tego potwierdzeń, dysponując:
• dowodami na zdrowotną i reprodukcyjną szkodliwość niektórych form GMO, zwłaszcza związanego z nimi herbicydu Roundup, dla ssaków hodowlanych, a więc przypuszczalnie i dla dzikich oraz dla człowieka. Są to wyniki doświadczeń na zwierzętach laboratoryjnych, uzyskane przez doktorów i profesorów I. Chapelę, J. Cumminsa,
D. Quista, R. Mazzę, G.E. Séraliniego, M. Konowalową. Wyniki te uzyskano niezależnie w ośmiu krajach; potwierdzają je badania francuskie, pokazujące, jak trzy odmiany genetycznie modyfikowanej kukurydzy wywołują uszkodzenia wątroby, nerek i innych organów wewnętrznych u karmionych nimi szczurów (de Vendômois et al., 2009). Liczne są raporty amerykańskie o bydle i owcach, które unikają zjadania pasz z GMO, preferując te z roślin niemodyfikowanych (Smith, 2007). A skutki zdrowotne u Amerykanów jako królików doświadczalnych pojawią się zapewne za jedno pokolenie lub dwa, jak skutki palenia tytoniu. Ale nasi uczeni – zwolennicy GMO, choć nie wykonali ani jednego takiego badania, wiedzą wszystko już dziś i lepiej;
• przemilczanymi u nas książkami znanej badaczki, biologa genetyka molekularnego, dr Mae-Wan Ho (1999, 2003) oraz polskojęzycznymi artykułami przeglądowymi (Lisowska, „Journal of Ecology and Health”, t. 14, z. 6, 2010; Lisowska i Chorąży, „Nauka”, 2, 2010; Tomiałojć, „Chrońmy Przyrodę Ojczystą”, t. 46, z. 5, 2010);
• przemilczanymi książkami podsumowującymi wiedzę o innych, w tym ekonomiczno-społecznych, ujemnych stronach niektórych upraw GMO:
M. Lappé, B. Bailey (1999), J. Smith (2007) oraz S. Wiąckowski (2008);
• stroną internetową od ośmiu lat zestawiającą bieżące wyniki ujawniające m.in. słabe strony niektórych GMO oraz wykryte nieścisłości lub oszustwa (
http://www.gmwatch.org, gdzie ukazało się 99 miesięcznych raportów o postępach wiedzy o ubocznych skutkach pewnych odmian GMO).
Kto zarobi na GMO?
W tym miejscu konieczne jest zastrzeżenie: nie jestem generalnie przeciw innowacjom w roślinach uprawnych. Nasz sprzeciw dotyczy ok. 5-10% odmian roślin GM, do których wprowadzono nowe cechy mogące mieć szkodliwy wpływ na organizmy żywe i środowisko przyrodnicze, takie jak wytwarzanie trucizn, wbudowana odporność na środki chemiczne (na Roundup), zmiany chemizmu produktów spożywczych lub lasotwórczych drzew.
W świetle powyższego widać brak logiki w tym, że czołówka polskich biotechnologów od kilkunastu lat:
• jest za wprowadzeniem do kraju kontrowersyjnych upraw GMO, choć nie wiadomo po co;
• twierdzi arbitralnie, że nie ma „mocnych dowodów” na negatywne skutki wprowadzenia takich GMO, mimo tysięcy faktów i wielu badań w kilku krajach oraz tego, że nawet najwięksi zwolennicy przezornie nie jedzą produktów spożywczych z GMO;
• co znamienne, jest ona zarazem przeciw podjęciu krajowych interdyscyplinarnych badań nad ewentualnymi negatywnymi skutkami GMO dla człowieka, zwierząt hodowlanych i dla różnorodności biologicznej – a jeśli się nie bada, to nie ma dowodów przeciw;
• usilnie wdrukowuje w umysły polskich dziennikarzy i polityków swoją mantrę: nie stwierdzono żadnych negatywnych skutków ubocznych wprowadzania upraw GMO.
Od noblistów ekonomii, J. Stiglitza
i A. Sena wiemy, że kalkulując zyski (np. zbiory z hektara), powinno się dziś uwzględniać także skutki społeczne i środowiskowe. Ewentualny zysk grupki kontraktatorów zagranicznego ziarna zmodyfikowanego trzeba zbilansować z potencjalnymi stratami tysięcy mogących zbankrutować, jak w Indiach, lub wypartych z rynku drobnych polskich rolników, dla których pracy poza rolnictwem przecież nie mamy.
Na tym tle zdumiewa, że podczas konferencji na Targach POLAGRA w Poznaniu nawet wielu profesorów „od rolnictwa” opowiadało się za uprawami GMO, podnosząc argument rzekomo większych plonów. Tym samym opowiadali się oni za interesem zagranicznych koncernów i garstki polskich potencjalnych kontraktatorów, a przeciw interesowi ogromnej większości naszych rolników. Czy może celem jest zniszczenie naszego rolnictwa tradycyjnego i dobrze rozwijającego się rolnictwa ekologicznego oraz likwidacja rosnącego eksportu do UE naszych produktów spożywczych uchodzących za smaczniejsze? W imię ślepej nowoczesności? Jakby likwidowanie „wstydliwej” obecności drobnych producentów było ważniejsze od losu milionów mieszkańców polskiej wsi popychanych ku bankructwu.
Prof. Mieczysław Chorąży (Gliwice) celnie napisał: „Presja na złagodzenie regulacji i przepisów prawnych dotyczących obszarów wolnych od upraw GM w Polsce wychodzi z kręgów związanych z koncernami agrobiznesu. Podobna presja poprzez różne środki i międzynarodowe organizacje (np. WTO) jest wywierana na UE. Nie rozumiem motywacji polskich uczonych nalegających na zniesienie zakazu upraw polowych roślin GM, a także stanowiska, że tworzenie w naszym kraju stref wolnych od GMO jest szkodliwe? Dla kogo?”.
Jest to pytanie kluczowe – pytanie o dobro naszego rolnictwa i polskiego społeczeństwa.
Ale bardziej prawdopodobne jest prostsze wyjaśnienie: może niektórzy nasi uczeni stali się „misjonarzami zakonu Monsanto”, bardziej lojalnymi wobec nieomylnego wyznania amerykańsko-koncernowego niż wobec interesu polskich obywateli. Przy takim założeniu postawy w nauce kuriozalne stają się logiczne. Reklama, nawet mijająca się z prawdą, jest wszak dźwignią handlu i interesu.
Autor jest emerytowanym profesorem, doktorem habilitowanym z Uniwersytetu Wrocławskiego
Źródło:
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/cztery-klamstwa-o-gmo