artimal pisze:
Musimy się zorganizować w celu uwolnienia od tego gówna. Stwórzmy świat w jakim chcemy żyć! A inni do nas dołączą!
Sama idea bardzo mi się podoba i jestem za, bo już też od dawna się nad tym zastanawiam. Jednak już podejście, jakie reprezentujesz zakładając ten temat, to -- powiedzmy sobie szczerze -- bieda z nędzą, niestety :-P Bo to trochę tak jakbyś wyskoczył z pomysłem "Hej, zróbmy sobie taki balon co poleci w kosmos", po czym napisał jedynie: "Kto ma jakieś pomysły?" Plus za inicjatywę, ale poza nią nie ma nic. A dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane. Jeśli już wychodzisz przed tłum z jakąś inicjatywą, to postarałbyś się przynajmniej o to, by przedstawić swoje własne działania w tym kierunku: Co już zrobiłeś? Jakie Ty sam masz pomysły? A nie:
artimal pisze:
MACIE JAKIEŚ POMYSŁY?
:-P
artimal pisze:
Ja myślałem o stworzeniu jakiegoś ruchu wsparcia który by miał spisane różne zasady aby uwolnić się od systemu, zyskać zdrowie i szczęście.
Pomysł dobry, ale wciąż tylko pomysł. Od samego myślenia świat się jeszcze nie zmienia. W ślad za myśleniem musi iść działanie. I to nie działanie przypadkowe, chaotyczne, tylko zorientowane na określony cel. Dopiero wtedy coś się zaczyna zmieniać.
artimal pisze:
"System tworzą ludzie. Jeżeli ludzie odetną się od systemu to ten system upadnie."
Jasne, ale również będzie istniał dotąd, dopóki jest w nim choć jeden człowiek, i będzie się bronił "do ostatniej krwi". To też trzeba brać pod uwagę. Poza tym trzeba uważać, żeby nie zamienić siekierki na kijek, czyli jednego złego systemu na inny zły system.
artimal pisze:
Według mnie taką podstawą do bycia ODCIĘTYM
To się nie uda, bo w przyrodzie nie istnieją systemy odizolowane. Wręcz przeciwnie: wszystko jest zależne od wszystkiego innego, w mniejszym lub większym stopniu. Zamiast się "odcinać" i "indywidualizować", trzeba raczej się łączyć i współpracować (symbioza to podstawa działania organizmów żywych).
artimal pisze:
jest własny, samowystarczalny dom.
I tu pojawia się pierwszy problem, szczególnie w Polsce:
Każdy akt własności jest tylko zobowiązaniem płacenia podatku. Nawet kawałek ziemi, na którym taki dom stoi, nigdy do końca nie należy do ciebie, nawet gdy masz akt własności. Sam tego już kilka razy doświadczyłem, że gdy Państwo chce twojej ziemi, to tak pokombinuje, żeby ją zdobyć. Sfałszują mapki działek (a oczywiście ich mapki są zawsze ważniejsze, niż twoje mapki), znajdą na to przepisy prawne (jest ich całe mnóstwo) i zawsze swoje ugrają. Gdy na "swojej" ziemi znajdziesz złoża ropy albo jakichś cennych minerałów, to według prawa one nie są twoje, tylko Państwa, i zostaniesz zwyczajnie wywłaszczony z własnej ziemi. Jak można mówić o prawie własności do działki, jeśli nie możesz nawet wyciąć własnego (ponoć) drzewa we własnym (ponoć) ogródku? :-P Co to za "własność" domu, jeśli nie możesz sobie wybić okna w dowolnym miejscu muru, albo dostawić piętra czy dobudować jakiegoś garażu bez wybłagania najpierw zgody urzędników? Przykład
szopy pana Deski świetnie to pokazuje. Chcecie wolności? To pomyślcie najpierw, jak obejść TEN problem.
artimal pisze:
Chodzi mi o to że nie jesteśmy uzależnieni od dostaw wody
Kto nie jest, ten nie jest.
Jakieś parę lat temu faktycznie nie byłem, miałem swoją własną studnię, w której zawsze była woda. Za darmo. Prosto z natury.
Dziwnym zbiegiem okoliczności ta woda przestała płynąć mniej więcej w tym samym momencie, w którym Urząd Miasta organizował budowę kanalizacji w okolicy. I chcąc się podłączyć do tej kanalizacji trzeba było to zrobić w "trybie ekskluzywnym": our way, or a highway. Czyli albo woda miejska, albo własna, ale nie można obu na raz, bo... bo tak :-P A że nie można było też mieć samej kanalizacji (odpływ ścieków) + swoja woda, tylko "w pakiecie" z kanałami także wodę miejską, moi rodzice chcąc niechcąc musieli przejść na wodę miejską (zwłaszcza, że własna gdzieś nagle "wsiąkła").
Do niedawna można byłoby jeszcze kombinować z deszczówką, gdyby nie to, że teraz z deszczem leci sobie cały ten syf, który rozpylają z samolotów :-P Kto ma worek pieniędzy na filtr osmotyczny, albo zna się na chemii, może sobie to próbować jakoś odfiltrować, ale nie wiem z jakim skutkiem.
artimal pisze:
prądu
Z tym to dopiero jest problem! Zatrważająca większość ludzi wie o elektryczności tylko tyle, jak włączyć wtyczkę do gniazdka. W 1000-osobowej grupie ludzi, którzy potrafiliby zbudować swoją własną baterię elektryczną np. z ziemniaka, albo generator prądu napędzany wiatrem, można by policzyć na palcach jednej ręki. Praktycznie każdy człowkek nadal wierzy, że elektryczność bierze się z pocierania (co to kwa lampa Aladyna? :-P ) Mało kto potrafiłby sobie sam naprawić pralkę, kichenkę elektryczną czy choćby lampkę. A Ty oczekujesz od nich niezależności energetycznej? :-P Najpierw musieliby trochę się poświęcić i poczytać o tej cholernej elektryczności na tyle, by rozumieć co tam się dzieje, i jak ją wytwarzać. Najpierw niech zrozumieją istniejące źródła energii, to później można będzie sobie gadać o nowych źródłach z antymaterii w kryształach dwulitu :-P
Tu dochodzi znów problem prawa: Koncerny energetyczne zagwarantowały sobie w prawie monopole na dostarczanie energii. Jeśli wytwarzasz sobie energię sam, to jesteś przestępcą. A szczególnie, gdy dostarczasz ją sąsiadom, bez rządowej licencji. Zasady tej gry zostały rozpisane już w czasach Eddisona i Westinghouse'a, i jeśli dopiero dziś zaczynasz myśleć o uwolnieniu się z sideł sieci energetycznej, to jesteś o te kilkadziesiąt lat do tyłu. (Nie mówię, że nie warto próbować. Ale nie można też bagatelizować przeciwnika, który zyskał już taką przewagę.)
artimal pisze:
i jedzenia
Tu podobnie. Chcesz wytwarzać własne jedzenie? Albo co gorsza żywić innych? Przygotuj się na ostrą walkę.
W USA taką walkę już toczą farmerzy, którym
państwowe bojówki wkraczają na farmy i niszczą "nielegalne" plony, uprawiane i sprzedawane bez państwowych licencji.
artimal pisze:
ponieważ sami to wytwarzamy.
W przyrodzie niczego się nie "wytwarza", lecz co najwyżej "przetwarza". Nic nie bierze się z niczego.
artimal pisze:
Nie pracując możemy żyć w miarę skromnie.
Prawda. Potwierdzam, bo sam tak usiłuję żyć od dawna. (Niestety jeszcze nie samowystarczalnie.) Ograniczyłem swoje wydatki do absolutnego minimum, dzięki czemu nie potrzebuję dużego przypływu pieniężnego, by pokryć swoje wydatki. Więc wystarczy sobie dorobić parę groszy to tu, to tam, by jakoś przetrwać. Ale przeżycie to nie to samo, co życie pełną gębą.
artimal pisze:
Myślałem o połączeniu takich eko-domów w eko-osiedla i eko-miasta.
Miasta i osiedla Ci w głowie? A zbudowałeś choć jeden dom? Dobra, może przesadzam: Szopę? Szałas? Budę dla psa? :-D
artimal pisze:
Na świecie jest pełno osób które dołączą jeżeli będzie to KONKRETNE.
DOKŁADNIE. Jeśli to będzie KONKRETNE. A jak na razie nie jest żadne.
P.S.: Nie piszę tego, żeby nikogo zniechęcać. Wręcz przeciwnie: chcę zmotywować do działania, szukania rozwiązań, a nie tylko myślenia jak by to było fajnie się uwolnić, i kończenia na tym. Też uważam, że to da się zrobić, ale trzeba do sprawy podejść z głową i dobrze poznać wroga, a nie "z kosą na armaty", bo inaczej skończy się jak zwykle, czyli nijak. Ludki sobie popiszą, poklepią się po pleckach i rozejdą.
Jeśli się chce wyjść poza system, najpierw trzeba dokładnie poznać jego działanie (hacking), i nauczyć się wykorzystywać jego własne mechanizmy przeciwko niemu i na swoją korzyść. Bez tego nie ma co nawet marzyć o wolności, bo system nie pozwoli wam tak po prostu odejść, podobnie jak nie dał wam zdecydować, czy chcecie do niego przystąpić. Nie można wygrać z systemem, gdy się gra jego własnymi kartami, chyba że ktoś potrafi dobrze liczyć karty ;-J
Chcecie walczyć z systemem lub odcinać się od niego? Spoko, ale ilu z was rozumie go na tyle, by potrafić choćby utrzymać się jakoś w jego obecnych strukturach?
Indi pisze:
no cóż, wystarczy kupić za autentyczne grosze kawałek ziemi rolnej i już masz swoje papu.
Tak prosto to chyba tylko w Farmeramie :-D
Gdzie tak rozdają ziemię za grosze? Chętnie bym kupił, mam trochę miedzi w śwince-skarbonce :-)
I już masz papu? Chyba gdy jesteś baran i żresz trawę :-D Ja mam mały ogródek i nic w nim nie wyrosło "samo", co by się nadawało do jedzenia. Najpierw musiałem trochę pomachać łopatą, żeby zryć ziemię. Później zasiać. Później długo czekać. Co jakiś czas wyrywać chwasty. Podlewać w suche dni. Chronić przed szkodnikami (ślimaki, nornice). No i w końcu jakieś "papu" się pojawiło, ale mimo wszystko niewiele tego. Za mało, by się z tego wyżywić. Co najwyżej doprawić jakąś sałatkę czy zrobić jedną..dwie zupy. Ale może coś źle robię? Chętnie się dowiem, jak wyżywić się w pełni z własnego ogródka nie wkładając w to zbyt dużo ciężkiej pracy.
Indi pisze:
Proste?
A jednak - nie każdy będzie chciał się uwolnić od wygód miasta, ciepłej wody, kanalizacji, ogrzewania w rurkach, betonu, pseudobezpieczeństwa, komfortewej zimy, odśniezonych dróg, jedzenia w sklepie itp.
Przyjdzie taki dzień, że to już nie będzie wybór. Albo się odłączysz, albo zginiesz marnie. Może też nastąpić gwałtowne nieprzewidziane odłączenie (np. jakaś klęska żywiołowa). Wiele ludzi już tego doświadczyło, i nie było, że boli: MUSIELI sobie jakoś poradzić, albo gleba.
Indi pisze:
Aby budować taką samowystarczalną społeczność trzeba mieć niezłe jaja, a z tym ciężko w tych czasach...
Potwierdzam.
Indi pisze:
Daleko szukać - zobaczmy na to forum ludzi rozwojowych, jeden szydzi z drugiego, kpi, poniża, ośmiesza, gani, nie potrafi na poziomie dyskusji prowadzić, walczy ego z ego - ludzie, jaki zjednoczony świat? Jaki świat idealny?
Dokładnie! Jak to Levi ma w stopce: Czas przestać zgrywać oświeconych dupków. Trza się przyznać przed samym sobą i przed innymi, jak mało się wie w tym temacie, i jak głęboko w ciemnej dupie siedzimy, i zacząć szukać pomocy. Bo po co wymyślać koło od nowa? Po co próbować budowania alternatyw od zera? Przecież nie jesteśmy pierwszymi, którzy próbowali. Poszukajmy ludzi, którym to się już udało, i uczmy się od nich. Jasne, to wymaga pokory i przyznania "jestem cienias", ale jednocześnie to otwiera furtkę nauki. Tu mamy przykład człowieka, któremu to się już udaje:
http://worldobserveronline.com/2013/10/04/man-lives-without-money/Co prawda na razie to samotna walka, i musi sam zapewniać sobie wszystko to, co wcześniej zapewniał mu system, więc żegnaj wygodo. Ale to jest cena wolności. Jeśli dołączy do niego więcej ludzi i zaczną się wzajemnie wspierać w tych działaniach, uczyć się od siebie nawzajem, pomagać sobie, rozdzielać zadania, to jest szansa, że stworzą alternatywę dla systemu.
A tu jeszcze jeden przydatny projekcik:
Open Source EcologyIndi pisze:
Soryyyyyyy.... zacznij od siebie i każdy z nas niech najpierw zrobi sobie idealny świat we własnym wnętrzu.
Dokładnie tak. Jak mawiał Gandhi: "Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie". Daj innym przykład, że to możliwe, swoim własnym działaniem i sukcesem. Napisz swoim życiem historię, którą każdy inny będzie chciał przeżyć. A wtedy ludzie pójdą za tobą, naturalnie. Nie trzeba będzie ich przekonywać, edukować ani zmuszać. Zrobią to z własnej woli i chęci.
Właśnie dla tego tak mnie zraził pierwszy post w tym temacie. Bo gdy się oczekuje zmiany, nie można zaczynać od innych. Pozwolę sobie przetłumaczyć fragment z jednej strony WWW:
Słyszałem raz, jak klient mówi “Już od tak dawna mówię, że oni powinni byli to zrobić!” Utrzymywałem opanowanie na zewnątrz, ale wewnątrz byłem pełen jadu: Och, doprawdy? Mówiłeś, że “oni” “powinni byli” to zrobić? Jakież to zaskakujące z twojej strony, by pomyśleć sobie taką myśl, że ktoś *powinien był* coś zrobić! Mam dla ciebie zajebiście wielką wiadomość: jedynym powodem, z którego to coś istnieje, jestem JA. Jeśli w jakimkolwiek momencie przestanę wiosłować w tej łódce, ona zatonie. Moje narzekanie już mi przeszło, ale teraz hasło pod tytułem "Oni powinni zrobić to a to" stało się moim małym osobistym słowem-kluczem na ignorantów, którzy myślą, że cały istniejący świat przychodzi do nich za pośrednictwem jakiejś tajemniczej zewnętrznej siły, zamiast za pośrednictwem ludzi podejmujących działanie.Umiesz liczyć? Licz na siebie ;-)